poniedziałek, 4 marca 2013

Chapter Four " heavenly kiss "


A/N: i  znowu wyszło masło maślane. Przepraszam za długą nieobecność, ale miałam.. Po prostu w moim życiu zaczął sie trudny okres dla mnie. Wczoraj musiałam się wyżyć i napisałam oto ten rozdział, z którego nie jestem w ogóle zadowolona, ale musiałam cokolwiek tu wstawić. Mam do Was małą prośbę. Jeśli przeczytałaś/eś, to zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Miłego czytania.

- - -


Louis leżał bezczynnie na miękkim materacu łóżka, patrząc wprost na sufit, jakby było tam cokolwiek ciekawego.

Myślał nad jutrzejszym, a właściwie, to już nad dzisiejszym dniem. Wskazówki zegara wskazywały na równo 1:00 i nie miały chyba zamiaru sie ruszyć. Chłopak jęknął z dezaprobatą i wstał z łóżka  po czym podszedł do okna i spojrzał na panoramę miasta.

Na ulicach Hungerows widniała ciemność, żadnej żywej duszy. Jakby ktoś wyssał całe życie z tego miasta. Omotał wzrokiem niskie budynki, dwie duże wierze, i wielkie jezioro. Nagle poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił wzrok i ujrzał zaspaną twarz Zayna.

- Co tu robisz? - zapytał, lekko oburzony Louis.

- Sam nie wiem.. po prostu.. Spać nie mogę, a kiedy nie mogę zasnąć, to czasami rozmowa mi pomaga. - odpowiedział cicho mulat, spuszczając wzrok.

- To idź do Jareda, albo do kogoś z dystryktów, bo ja nie mam zbytnio ochoty na rozmowę z tobą. - wyminął Zayna i usiadł na swoim łóżku.

- Dlaczego jesteś taki oschły w stosunku do mnie? - zapytał z wyrzutem Zayn, zajmując miejsca obok Louis'ego.

Louis chciał już odpowiedzieć, lecz nagle zabrakło mu słów. To pytanie zbiło go z tropu. On sam nie wiedział czemu tak zachowywał się w stosunku do Zayna. Nie miał na to odpowiedzi. Zrobiło mu się głupio. Siedział bezczynnie na miękkim materacu łóżka i wpatrywał się w swoje palce u dłoni. Pod wpływem zdenerwowania przegryzł wargę.

Nie zauważył nawet, że Zayn już dawno wyszedł z jego pokoju. PospieszNie zszedł z łóżka i podbiegł do drzwi. Wyszedł na korytarz i ujrzał jak Zayn ze spuszczoną głową idzie w stronę swojego pokoju.

- Zayn... - szepnął ledwo słyszalnie, na co mulat odwrócił się w jego stronę. - Przepraszam..

Malik nic nie odpowiedział, tylko posłał Louis'emu szeroki uśmiech, po czym wszedł do swojej sypialni. Louis poczuł przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele. Uśmiechnął się pod nosem, po czym wszedł do pokoju i kiedy położył się na łóżku, sen przyszedł natychmiastowo.

~*~

Obudził się równo o szóstej rano. Był to ostatni dzień, kiedy mógł normalnie spać. Im bliżej było godziny rozpoczęcia igrzysk, tym bardziej się bał, ale kiedy pomyślał, że zamiast niego, mogła być tu jego młodsza siostra, strach uchodził w niepamięć. Po około godzinie, Louis wyszedł z pokoju i podążył do salonu. Na sofie siedział już Zayn, zjadając ostatni kawałek rogalika, za to Jared i Arienne stali przy kominku i zawzięcie o czymś rozmawiali. Usiadł obok Zayna, a on posłał mu szeroki uśmiech.

- Jak tam? - zapytał niepewnie Zayn, nadal bojąc się, że jakiekolwiek wypowiedziane przez niego słowo, może rozwścieczyć Louis'ego.

- W porządku. - odpowiedział Louis, posyłając Zaynowi przyjacielski uśmiech, by ten się rozluźnił.

- Oh.. To, Fajnie. - stwierdził Zayn.

 Louis wziął ostatniego rogalika i ugryzł kawałek, przymykając powieki, rozkoszując się delikatnie kawowym smakiem ciastka. 

- Za piętnaście minut przyjadą po nas i zawiozą nas na arenę.

Kiedy Louis usłYszał słowa Zayna, uśmiech od razu zszedł z jego twarzy. Spojrzał na niego.

- Boisz się. - stwierdził Malik, delikatnie, obuszkami palców, dotykając policzka Louis'ego. - W twoich oczach widać strach.

- Zayn.. Błagam, prze.. - nie dokończył, ponieważ mowę uniemożliwiły mu usta Malika.

Zaszokowany nie wiedział co ma zrobić. Z jednej strony miał ochotę odepchnąć od siebie Zayna, a potem bezlitośnie go zabić na arenie, ale z drugiej strony czuł pewną więź z owym chłopakiem. Delikatnie odwzajemnił pocałunek, zaciskając chude palce na ciemnej bluzie Zayna i napierając na niego. Kiedy oderwali się od siebie, ich twarze przypominały dwa dojrzałe pomidory. Przez chwile wpatrywali się w siebie jak przysłowiowe 'ciele w malowane wrota', lecz te chwilę przerwał Leto, oznajmiając, że transport już na nich czeka. Pierwszy wszedł Louis, a tuż za nim Zayn. Nie odezwali się  do siebie ani słowem. W windzie patrzeli w przeciwne strony, zaś w autobusie siedzieli na różnych końcach. Zayn bał się, że znowu Louis będzie zachowywał się oschle w stosunku do niego. A już, powoli, wszystko szło ku dobremu. Lecz Louis nie czuł ani odrazy, ani nienawiści. Czuł więź, która łączyła go z tym uroczym mulatem. Wiedział, że będzie go chronił, że musi.

Louis nie zauważył nawet, jak stał już w małym pomieszczeniu, przy kopule, która jest 'wejściem' na arenę. Stał sam. Nie było nikogo, kto by go teraz pocieszył, dodał mu odwagi. Nagle usłyszał jakiś szmer, po czym w owym pomieszczeniu znalazł się, Nie kto inny, jak jego przyjaciel - Niall.

Louis bez żadnego zastanowienia rzucił się  jego ramiona. Wtulił się  niego, jakby robili to ostatni raz.. No cóż, w 99% tak było, ponieważ Louis miał 1% pewność, że  jakikolwiek sposób uda mu się przeżyć.

W małych głośnikach rozbrzmiał głos jakieś kobiety, że czas, by trybuci weszli do kapsuł.

- Dasz radę, Tommo. - szepnął Niall, uwalniając się z uścisku Louis'ego.

Nagle blondyn zniknął. Rozpłynął się w powietrzu.

- Dam radę.

Stanął w małej i wąskiej kapsule, po czym nagle pojawił się na arenie. 

Wszyscy trybuci stali w swoich kapsułach, wokół wielkiego bunkra. Wszędzie były porozrzucane jakieś plecaki, łuki, siekiery, topory itd. Louis spojrzał na Zayna, który pokazał ruchem głowy, by od razu skierować się do lasu.

Stał pomiędzy niską blondynką a wysokim brunetem. Zayn zaś stał obok wysokiej rudowłosej i obok Ariany. Kiedy Louis spojrzał na tę drugą, poczuł, że nie może chronić tylko Zayna, lecz ją także. Ariana tak bardzo przypominała mu Lottie. Tak.. Bardzo.

Zauważył, że na czubku bunkra stoi, a raczej wisi w powietrzu, wielki licznik. Pozostało 20 sekund. Louis miał dziwne wrażenie  że ktoś mu się przygląda, i to nie był ani Zayn ani Ariana. Przeszedł wzrokiem po wszystkich trybutach i ujrzał, że wpatruje się w niego jakaś dziewczyna. Rozpoznał w niej Phoebe - trybutkę IX dytryktu. Wpatrywała się w niego jak w jakąś zwierzynę. Kiedy się zorientowała, że Louis na nią patrzy, palcem wskazującym prawej dłoni przejechała po przodzie szyi, zaś lewym wskazała właśnie na niego. Louis przełknął głośno ślinę, po czym odwrócił wzrok i skupił się na liczniku. Pozostały ostatnie sekundy.

5,

4,

3,

2,

1.

Wystrzał armaty. Igrzyska się rozpoczęły.

2 komentarze:

  1. o. mój. boże.
    POCAŁOWAŁ GO?
    Jezu, Daria. Chcesz mnie zabić? asdfghjklasdfghjkl
    nadal czekam na moją scenę pieprzenia w jaskini, ale to jest takie słoooooodkie o matko.

    OdpowiedzUsuń
  2. krjeqfhgnjregnjerwngjre
    Dar! Uwielbiam tą książkę a z nimi w roli głównej to jest po prostu griejbvnejfdvbferjgbnrejgn3jre!
    Yeaaaaah pocałowali się.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Twoja golldfish

    OdpowiedzUsuń